Rozmowa ze stomatologami Barbarą Urbanowicz-Śmigiel i Tomaszem Śmiglem, twórcami Śmigiel Implant Master Clinic w Katowicach
implanty - nie powinieneś czekać
Dwukrotnie zostaliście państwo wybrani przez pacjentów i lekarzy do katalogu najlepszych polskich gabinetów stomatologicznych „zdrowie – najlepsi w polsce”. Na Nikiszowiec przyjeżdżają do was ludzie nie tylko z polski, ale i europy. Jak się osiąga taką renomę?
Nasza praktyka powstała W 1999 roku. Wyznajemy zasadę, że to co się robi, powinno się robić najlepiej jak można. Świat trzeba zmieniać wokół siebie i konsekwentnie go zmieniamy. Pacjenci są u nas pod opieką przez cały czas, najważniejsze jest bowiem kompleksowe leczenie, a zwłaszcza planowanie leczenia – aż do wyleczenia wszystkich zębów, żebyśmy nie musieli wracać do tego, co zostało zrobione.
Jakimi motywami kierowaliście się państwo, idąc na stomatologię?
Mój zawód jest kontynuacją tradycji rodzinnych. Tato, Henryk
Śmigiel, był stomatologiem i leczył ludzi przez ponad 40 lat w przychodni
rejonowej w Katowicach na Janowie i Nikiszowcu. Były to czasy głębokiej komuny,
wielu rzeczy wtedy brakowało. Nie było materiałów technicznych, materiałów do
wypełnień, dostępu do techników. Tato miał swojego mentora, który też był
dentystą, a oprócz tego technikiem protetykiem. Bardzo dużo go nauczył.
Od tego zaczęła się pana fascynacja zawodem?
Nie od fotela dentystycznego i zabiegów na pacjentach. Podziwiałem stronę techniczną. W naszym mieszkaniu tato miał jeden pokój tylko dla siebie. Znajdował się w nim blat roboczy z różnymi urządzeniami: szlifierką, polerką, wiertarką. Tata miał piec odlewniczy, tygielki, odlewał różne metale. Widziałem, jak w tych tygielkach rozgrzewał i topił metal, żeby odlewać standardowe korony, które potem wykuwał na kowadełku. Widziałem topienie metali łukiem elektrycznym. Dla małego chłopca było to fascynujące. Byłem świadkiem powstawania mikro-arcydzieł dentystycznych, które w tamtych czasach były doskonałym rozwiązaniem. Nigdy nie miałem wątpliwości, gdzie chcę iść, na jakie studia. Już w podstawówce wiedziałem, że chcę zostać lekarzem dentystą. Jak wygląda naprawdę praca z pacjentem, zobaczyłem dopiero na studiach. Ale fascynacja techniką pozostała do dzisiaj. Głównym spektrum moich
zainteresowań jest implantologia, przede wszystkim instrumenty, narzędzia i podzespoły bardzo wysokiej jakości i precyzji. Wszystko dzisiaj pasuje do siebie jak w szwajcarskim zegarku. Są skanery, frezarki do wycinania elementów, w komputerach można projektować różne rzeczy. Zajmuję się dzisiaj głównie protetyką i implantologią.
A jak to było w pani przypadku?
Od dziecka chciałam zostać weterynarzem. Ratowałam wszystko co napotkałam i co mogłam, nawet topiące się robaki. Bo generalnie lubię pomagać. Mój starszy brat studiował już wtedy medycynę i oboje z mamą uznali, że najlepsza dla mnie będzie stomatologia. Bałam się trochę tych studiów, ale okazało się, że to był strzał w dziesiątkę, wszystko zaczęło mi się układać. Najlepsze cechy mojego charakteru – mam na myśli chęć pomagania innym – mogę wykorzystać w tym zawodzie.
Tomasz Śmigiel: Pochwal się też, Basiu, swoimi zdolnościami manualnymi… Żona potrafi ze znalezionego na plaży kamienia albo patyka wyrzeźbić coś wspaniałego.
To jest chyba talent związany z widzeniem przestrzennym, które zresztą jest bardzo potrzebne w naszym zawodzie. Wielu rzeczy można się nauczyć, ale sztuki kreowania uśmiechu, podejścia estetycznego – chyba nie. Tajniki zawodu można zgłębić, przepisy na wygląd pięknego uśmiechu też, lecz całościowe spojrzenie estetyczne jest pewnym darem. Założyć z góry, jak pacjent może i powinien wyglądać, to dość trudne.
Zajmuje się pani stomatologią estetyczną. To znaczy czym konkretnie?
Protetyką i rekonstrukcjami estetycznymi. Prowadzę swoich
pacjentów od pierwszej wizyty i planuję etapy pracy lekarza chirurga czy
endodonty. Te wizyty muszą mieć logiczną ciągłość, nie mogę pomylić kolejności
wykonywania zabiegów przygotowujących pacjenta do finalnego oddania pracy
protetycznej. Dopiero wtedy jest czas na estetykę. Przywiązujemy do niej
ogromną wagę, ponieważ uśmiech jest niesamowitą ozdobą i daje ludziom poczucie
pewności, zwiększa ich atrakcyjność.
TŚ: Nie ma takiej specjalizacji w sensie naukowym, jak
stomatologia estetyczna. Być lekarzem dentystą, który zajmuje się estetyką,
oznacza postawienie sobie bardzo wysoko poprzeczki i ukształtowanie swojej
własnej filozofii zawodu.
BUŚ: Na początku musimy sobie zadać pytanie: „Co chcemy osiągnąć?” Żeby pacjenta dobrze wyleczyć, trzeba zacząć od podstaw. Pacjent ma wiedzieć, jak czyścić zęby. Higiena zębów i ust musi zostać przez niego opanowana. Następnie trzeba zęby wyleczyć z próchnicy, usunąć ogniska zapalne. Równocześnie trzeba zaplanować, jak przeprowadzić pełną rehabilitację, poprawić pacjentowi zgryz, a na końcu warunki estetyczne. To, że pacjent będzie miał licówki porcelanowe na przednich zębach, a cała reszta nie będzie prawidłowo zrobiona, nie oznacza, że został wyleczony. Po przyjściu do nas pacjenci z reguły zaznaczają, że zależy im na pięknym uśmiechu. Widzę później, jak się zmieniają, kiedy ich uśmiech nie jest już niczym skrępowany. To dla mnie ogromna radość, ale żeby do tego dojść, cały czas mamy na uwadze podstawę
leczenia, czyli stronę medyczną, funkcjonalną
TŚ: Estetyka to w leczeniu zębów kropka nad i. Gdybyśmy skupiali się tylko na estetyce, to nawet najlepiej wykonane licówki i korekty koloru nie wytrzymałyby próby czasu, gdyby wcześniej wszystkie zęby nie zostały ustawione i wyleczone. Jeśli w konstrukcji domu najważniejszy jest fundament, to w estetyce zęba jego całościowe przygotowanie
Jak tę filozofię przyjmują pacjenci?
TŚ: Nigdy nie rozpoczynamy leczenia w czasie pierwszej wizyty, chyba że ktoś przyjdzie z bólem. Niektórzy są tym zaskoczeni. Pierwszą wizytę, czyli co najmniej godzinę, spędzamy na rozmowie. Staramy się wyczuć, z jakimi problemami ludzie do nas przychodzą i poprzez rozmowę odblokować ich. Chcemy, żeby nam opowiedzieli, jakie są ich marzenia na temat uśmiechu, wyglądu. Dopiero gdy dowiemy się, czego oczekują, przechodzimy do drugiego etapu, czyli przyglądania się ich zębom, analizowania zdjęć RTG i dyskutowania, co jest jeszcze konieczne. To analiza finalna, która pozwoli przygotować plan leczenia. W związku z tym, że pracujemy w zespole specjalistycznym, czasami musimy usiąść w trzy – cztery osoby, z chirurgiem, periodontologiem, ortodontą, endodontą, czyli specjalistą leczenia kanałowego, żeby ułożyć spójny plan wyleczenia pacjenta. Nie chcemy wciąż go leczyć i leczyć, lecz wyleczyć, żeby przez lata był pewny, że nic dalej z jego zębami nie trzeba będzie robić. Cieszymy się, kiedy po kilku latach pacjenci przychodzą do nas na kontrolę i schodząc z fotela są zaskoczeni, że na kontroli kończymy wizytę.
BUŚ: Ludzie są zadowoleni z takiego traktowania. Na ogół lekarze mało czasu poświęcają na rozmowy. Nie dowiadują się, co pacjentom leży na sercu. A pacjenci przychodzą z różnymi oczekiwaniami. Staramy się ich umocnić w tych oczekiwaniach, nie zapominając jednak o kwestii podstawowej: najpierw zęby zdrowe.
TŚ: Dlatego ta pierwsza wizyta jest taka ważna i długa, żeby człowiek miał czas na wyrażenie swoich potrzeb. Lekarze najczęściej od razu sadzają pacjenta na fotel, robią przegląd i mówią: tu dziura, tam dziura, tu brak zęba, zrobimy implant. Nie w tym rzecz. Można wszystko zrobić, gdy jest już ustalony harmonogram działania. Lepiej to robić w pełnym porozumieniu z pacjentem i według planu.
Ilu pacjentów dziennie czeka w waszej poczekalni na przyjęcie? Czy to są wzory przywiezione z zachodu?
TŚ: Nikt u nas nie czeka, pacjent, który zaakceptował plan leczenia ma ustalony grafik wizyt i precyzyjnie określoną godzinę o której zostanie przyjęty. Przyjmujemy kilku, a czasami tylko jednego pacjenta dziennie. U nas nie ma pełnej poczekalni i pacjenta co kwadrans. W związku z takim podejściem czasami pacjenci czekają na wizytę konsultacyjną. Jeżeli ktoś jest zdeterminowany i chce skorzystać z naszych usług, chętnie i spokojnie czeka na swoją kolej. Zgraliśmy się i tak pracujemy,
To wypadkowa tego, co chcieliśmy ludziom dać – z tym, czego od nas oczekiwali. Na kongresach w Mediolanie, Londynie, Madrycie, w Stanach Zjednoczonych poznajemy najnowsze technologie, możliwości techniczne, kanony estetyki, procedury, natomiast filozofię działania wypracowaliśmy wspólnie. To nasze rozwiązania autorskie.
BUŚ: Na kongresach można nauczyć się, jak zabezpieczać zęby zniszczone próchnicą, wykonywać nakłady, leczyć kanałowo, jak kwalifikować pacjentów do zabiegów chirurgicznych. To są jednak tylko części pewnej większej całości, coś w rodzaju puzzli. Kiedy się to już wie, trzeba te puzzle poskładać w całość. Musimy wziąć pod uwagę zgryz, więc to kolejny krok do przodu, żeby móc wykonywać zabiegi szerokie, pełną rehabilitację. Jeśli nawet jakiś etap w doskonaleniu umiejętności zamkniemy, to zaraz otwiera się nowy i dochodzimy do wniosku, że jest coś, co warto zgłębić. Ta droga nigdy się nie skończy, tak jak nigdy nie skończy się rozwój medycyny. Gdybyśmy z tego zrezygnowali, pewnie doszlibyśmy do wniosku, że wypaliliśmy się zawodowo. A tego nie chcemy. Nadal pragniemy czerpać radość z nauki poznawania.
Zatem kochacie państwo swój zawód?
BUŚ: Naprawdę to ja uwielbiam wakacje, przebywanie z dziećmi, a nawet nic nie robienie. Ale jeśli chodzi o zawód, staram się go wykonywać najlepiej, jak potrafię. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że chcę spędzać w gabinecie po 12 godzin. To jest fizycznie niemożliwe, ale lubię to, co robię. Kiedy jestem w pracy, to jestem z pacjentami i nie rozpraszam się na pogaduszki z asystentką. Kiedy kończę pracę, chcę być w domu. I wtedy też się cieszę, że mogę robić różne inne rzeczy, z których czerpię radość.
TŚ: Przez całe dzieciństwo patrzyłem, jak pracuje mój tato. W czasie studiów widziałem, jak pracują nasi asystenci i adiunkci. Kiedy wyjeżdżałem na staże zagraniczne, mogłem obserwować, jak pracują dentyści w Niemczech. Cały czas towarzyszyła mi obawa, czy dobrze zrobiłem, wybierając ten zawód. Po latach nauki i pójściu „na swoje”, kiedy wreszcie zorganizowałem praktykę tak, jak chciałem, mogę powiedzieć, że osiągnąłem satysfakcję z wykonywania zawodu. Nie spieszę się, robię wszystko na wysokim poziomie, mam czas na działania perfekcyjne. No i nadal się uczę. Otworzyłem okno na świat, mam widoki na przyszłość, rozwijam się. A powracający do nas uśmiechnięci pacjenci (z niektórymi zawieramy dobrą znajomość, a nawet przyjaźń) przekonują mnie, że warto to robić.
Żartobliwie zapytam, czy kiedyś będziemy mogli leczyć zęby przez internet, bezboleśnie, a jedyną dolegliwością będzie rachunek?
TŚ: Tak się raczej nie stanie, choć postęp w technice jest ogromny. Co roku dowiadujemy się, jakie nowe urządzenia wchodzą do stomatologii. Znieczulamy już na przykład bez użycia strzykawek. Stosujemy urządzenie, którego mózgiem jest mikroprocesor. Do zabiegów implantologicznych używamy programów komputerowych, które pozwalają zaplanować zabieg poza ustami pacjenta. Niedawno odbył się pokaz urządzenia ze skanerem laserowym, pozwalającym zastąpić wyciski, których pacjenci tak nie lubią. To się nigdy nie zatrzyma. Zdjęcia, do tej pory wykonywane na kliszy, teraz robione są w technologii cyfrowej, korony i mosty w systemie CAD-CAM. Badania błyskawicznie zapisane są w pliku komputerowym. Można je przetwarzać, wysyłać do wszędzie znajdziemy informacje na ten temat. Dla mnie naj-ważniejsza jest harmonia i równowaga, złoty środek.
znajdziemy dogodny termin
umów się na konsultację
Nie jest sztuką po prostu założyć implant
Sztuką jest wybrać właściwy implant i odpowiednio przygotować pacjenta pod kontem zgryzowym, higienicznym i mechanicznym. Sztuką jest zbudować na implancie trwałe uzupełnienie. Tylko to zdecyduje, czy pozostanie ono na miejscu do końca życia. Czym zatem powinien kierować się implantolog? Co decyduje o trwałości danego implantu?
Na rynku pełnym różnych rozwiązań jest jak z samochodami. Każdy powinien zastanowić się, czy w przypadku zdrowia warto brać inną opcję pod uwagę niż przysłowiowy mercedes.
Implanty z grypy Premium mają długoletnią historię, przeszły setki testów klinicznych, badań statystycznych potwierdzających ich jakość i perfekcyjne dopracowanie. Wybraliśmy dla swoich pacjentów niemiecki system z ponad dwudziestopięcioletnią historią kliniczną- Ankylos®. Implant stworzony przez profesora G.H. Nentwiga oraz doktora Dipl. Ing. Waltera Mosera jako TissueCare Concept to system wyjątkowy nawet w grupie Premium. Jedyny spełnia wszystkie wymogi „Soft Issue Care”. Co to oznacza dla pacjenta? Trwałość i bezpieczeństwo.
- Bacteria- proof Connection: stożkowe połączenie implantu z łącznikiem. Ochrona połączenia przed bakteriami- powstrzymuje przed kolonizacją bakterii w implancie, a co za tym idzie- przed zanikiem kości wokół implantu i jego utratą.
- No Micromovement: brak mikro ruchów – powstrzymuje zanik kości w perspektywie wielu lat.
- Platform Switching: utrzymuje stabilną kość i zdrowe dziąsło wokół implantu.
- Microroughened to the Interface: mikrostruktura całej powierzchni implantu – umożliwia narastanie kości i zapewnia zdrowie tkankom miękkim.
- Subcrestal Placement: zakładane są głębiej niż inne implanty. Najlepsza estetyka, o 90 procent mniejsza konieczność odbudowy kości, stabilność bazy kostnej na lata.
EKSPERCI ŚMIGIEL IMPLANT MASTER CLINIC
chirurdzy stomatologiczni W KATOWICACH
znajdziemy dogodny termin